Zastanawiałam się kiedy w końcu dotknie mnie uczucie rozczarowania miejscem. I dopadło na Sardynii ;) Nie wiem, czy stało się tak ponieważ pojechaliśmy tam wprost z cudownych Dolomitów i ciężko mi było się przestawić? A może było to spowodowane zbyt wielkimi oczekiwaniami wynikającymi z przeidealizowanego obrazu miejsca, znanego z Internetu ?
Cytuję: "Dziewicze wybrzeża i dzikie rejony, czarujące i niepowtarzalne krajobrazy, pofałdowane wyżyny porośnięte makią, niemal niedostępne górskie wioski i osady, skaliste, zaciszne i urokliwe zatoczki, piękne, długie, piaszczyste plaże, szmaragdowe przezroczyste morze, krystalicznie czysta, bardzo ciepła morska woda, łagodny klimat, malownicze, niezwykłe formacje granitowych skał, urozmaicone jaskinie, ogromne, a zarazem urokliwe kaniony, ciekawa roślinność (lasy dębów korkowych), unikatowe gatunki zwierząt, Nuragi – kamienne budowle nuorskie, ciekawe małe miasteczka, wieże, gościnni mieszkańcy, smaczna kuchnia, winorośle, oliwki, owce." Niby się w dużej mierze zgadza, ale...
Dla mnie Sardynia nie roztoczyła często opisywanej magii, a może nie umiałam jej się poddać ? Mam odczucia, że wyspa to raczej dobre miejsce na luksusowe wczasy, czy też podziwianie posiadłości bogatych Włochów, zza krzaków :)