Na spotkanie z największym lodowcem Europy, od czasu kiedy znaleźliśmy się w Norwegii, oczekiwaliśmy z największą niecierpliwością. Świadomi byliśmy, że będzie to wyjątkowe przeżycie. Tzw. "reisefieber" rosło z dnia na dzień. W końcu nadszedł ten "wielki" dzień. Pamiętam, jak serducho w tym dniu biło inaczej, radośniej, zachowywało się tak, jakby chciało wyskoczyć z "klaty" piersiowej i oczami jak najszybciej spojrzeć na tą płynącą lodowa masę. Pod lodowiec znaczną część szlaku przejechaliśmy "melexem", dalej już pieszo, Nagle zza skał... Jest ! Widzimy go ! Jaki on niebieski, lazurowy... ! Podglądam go przez lornetkę. Niesamowite przeżycie. Wszyscy czujemy wielkie podniecenie, serce pika radośnie, uśmiech na twarzach wszystkich od ucha do ucha, no przecież jesteśmy w niezwykłym miejscu. Pogoda również niezwykle sprzyjająca, po prostu lato. Jesteśmy przy jednym z kilkudziesięciu jęzorów największego lodowca Europy - Jostedalsbreen. Jęzor nazywa się Briksdalsbreen. Schodzi z wysokości 1200 do 346 m n.p.m. i wpływa do jeziora o nazwie Briksdalsbrevantnet w dolinie Briksdal. Oglądając lodowiec z odległości kilku kilometrów już jest się pod tzw. "wrażeniem", a co dopiero, gdy zajrzy się prawie w jego wnętrze! Spróbowałem to zrobić i zajrzałem tam, a nawet głębiej tzn. tam, gdzie przysłowiowe słońce nie dochodzi. Użyłem do tego celu lornetki i aparatu fotograficznego. To co zobaczyłem zmieniło moją wyobrażenie o lodowcu o 180 st. Ustawiłem aparat foto na najwyższe parametry, żeby możliwie jak najszczegółowiej zajrzeć w jego strukturę i zobaczyć co tam jest,jak tam wygląda. Wyświetlenie tych szczegółów na monitorze zachwyciło mnie. Zobaczyłem bowiem z bliska jego piękno i grozę. Dla mnie jest niezwykle fascynujące to, czym raczy nas przyroda, a tutaj lodowiec. Popatrzcie razem ze mną... Zapraszam.